No właśnie, pytań z jej strony nie brakowało. To podobno miał być spacer, a póki co biedna Claire błąkała się w ciemności spowodowanej przez przepaskę zawiązaną na jej oczach, prowadzona za rączkę jak boże cielę. Jej ciekawość regularnie wzrastała, aż zaczęła sięgać zenitu – SKĄD na ich spacerze wzięło się światło? Na Polach Mgły nie dostrzegła do tej pory ani najdrobniejszej wiązki światła niepochodzącego od świec, latarni, żyrandoli, a to z pewnością było zbyt silne aby pochodzić z takich źródeł a ponadto za bardzo kuszące, nawet przez przepaskę. I jeszcze te oszałamiające śpiewy... Przez jej ciało przebiegł dziwny „wampirzy” dreszcz (wampiry z dreszczami? Dreszcze z wampirami? Dziwne!) Wreszcie poczuła na swojej twarzy dłonie mężczyzny, domyślając się, że już za chwilę ściągnie jej opaskę. Okrutnie zniecierpliwiona dosięgła jego rąk i tak jakby „pomogła” im gwałtownie nimi poruszając w momencie, gdy miał już ją zrzucić.
Poczuła się dziwnie zachwycona i zatrwożona. To miejsce kusiło ją ze wszech stron. Rozglądała się wokoło nie mogąc nasycić oczu tą straszną, przyciągającą okolicą. Zadał jej pytanie i zdziwiona Claire zorientowała się wówczas, że jej luby przed nią klękał. Przecież już się jej zdeklarował, o co więc chodzi? Zaskoczona ujęła jego dłonie i spoglądała na niego pytająco.
-No, ładnie tu, ale trochę się boję. Skąd to światło? – odrzekła cicho, wpatrując się z niebezpiecznym zachwytem w cienie na twarzy Vernera.